Evertonian
Dołączył: 15 Gru 2007
Posty: 189
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Sob 17:16, 17 Maj 2008 Temat postu: kibicowska relacja z finalu pucharu uefa |
|
|
wklejam relacje z wyjazdu na ostatni final p.uefa polskiej delegacji Rangers hehe. mozna poczuc klimat zabawy w wyspiarskim stylu
Cytat: | Ten wyjazd w odróżnieniu od Bremy nie był planowany bo i nikt nie spodziewał się, że grający antyfutbol Rangers awansują do wielkiego finału. Tuż po rewanżu we Florencji wydawało się, że polskich fanów RFC będzie reprezentować tylko english branch, jednak tydzień przed meczem pojawiają się sprzyjające okoliczności , które pozwalają mi się udać do Manchesteru, gdzie docieram samolotem i autobusem. W samolocie nie spotykam żadnych Anglików czy Szkotów, tylko wyborców PO, którzy nadal wolą imperialistów brytyjskich od drugiej Irlandii. W autobusie jedzie kilku fanów RFC, w tym ekipa z Ulsteru. Po 13:00 docieram na centralny dworzec autobusowy w Mancs, wcześniej przejeżdżając przez zakorkowane miasto pełne już kibiców The Gers, którzy byli dosłownie wszędzie. Udaję się na miejsce zbiórki skąd idziemy na plac Piccadilly Gardens, jeden z kilku gdzie dla kibiców przygotowano telebimy. Chociaż do meczu było ponad 5 godzin na placu nie było już praktycznie miejsca. Wobec tego odpuszczamy sobie wycieczkę pod stadion, gdzie było ok. 4 km i w takim tłoku dostanie się tam zajęłoby zbyt wiele czasu. Nie było też sensu myśleć o dostaniu się na mecz przy cenach biletów sięgających 1000 funtów. Zaraz znajdujemy miejsce na flagi i rozwieszamy je. Po chwili ma miejsce jedno z ciekawszych wydarzeń dnia. W rogu placu, między murem a specjalnie postawionym ogrodzeniem, swoje miejsce znaleźli kibice Zenita. Jeden z nich wdrapał się na dach i wymachiwał flagą „Nevski Front” ze św. Aleksandrem, prowokując przy tym fanów RFC, powszechnie znanymi gestami. Po chwili w jego stronę posypał się grad butelek i innego „sprzętu”. Zaczęły się także bluzgi na Rosję, na co pewni siebie Piterscy odpowiedzieli gromkim „Rassija! Rassija!”. Butelki lecą także w pozostałych Rosjan oraz ponownie we „flagowego” kiedy to zawisł on w powietrzu próbując zejść na dół. Rosjanie widząc, że nie ma innego wyjścia zdecydowali się postawić, co zaskutkowało obustronną wymianą ciosów i kopów. Szybko jednak interwencję podjęły służby porządkowe, usuwając Nevskich z placu. My natomiast znajdujemy jeszcze lepsze miejsce na flagi, bardziej w środku placu. Tłum gawędził i podśpiewywał, a my w tym czasie ruszyliśmy w „teren”. Na mieście spotykamy znajomych fanów RFC z poprzednich wyjazdów. Ciekawostką byli natomiast kibice „Zenita Leningrad” o ciemnej karnacji z flagą Azerbejdżanu, co trochę dziwi zważywszy na opinię o fanach Zenita i generalnie postrzeganie „czarnych” z Kaukazu w Rosji. Wcześniej na placu niektórzy z Rosjan wkurwiali czapkami na modłę sowiecką z gwiazdą, sierpem i młotem. Jak widać stare sentymenty nadal żywe. Po zakupie płynów w najlepsze trwa zabawa przy takich hitach jak „Simply the Best”, „Derry’s Walls”, „Follow Follow”, „Billy Boys” itd. , oczywiście wszystko w wersjach bez cenzury, wskazujących fenianom ich miejsce. Sporo też bluzgów na Celtic, okrzyków „Big Jock Knew”, pokazujących że finał finałem, a na co dzień jest jeden główny wróg. W tłumie jaki zjechał do Manchesteru można było dokładnie przekonać się jakie klimaty panują wśród wyspiarskich kibiców. Przede wszystkim morze alku – wiele osób miało pomroczność jasną na długo przed meczem. Druga sprawa to dziary – odziarany był niemal każdy, przy czym nie dało się zauważyć bezsensownych tribali czy chińskich znaczków, jakże popularnych u nas. W Mancs głównie dziary lojalistyczne i klubowe, ale sporo także typowo szkockich jak „Bonnie Scotland” czy „Scotland The Brave” z ostami czy czerwonym szkockim lwem. Jedną z lepszych dziar miał typ z przedramionami wytatuowanymi w szkocką kratę – do tego herb Szkocji i symbole Kanady (gdzie sporo jest fanów Rangers). Sporo też było osób w kiltach oraz dudziarzy, do tego często widziany krzyż św. Andrzeja i flaga królów Szkocji – Lion Rampant razem z Union Jacks i flag Irlandii Północnej. Wszystko to przeczy insynuacjom, jakoby kibice Rangers odcinali się od Szkocji itp. Z ciekawszych flag widocznych na mieście należy wymienić znajdującą się na każdym wyjeździe „zszywkę” zrobioną z flagi UVF i kilku innych tradycyjnych brytyjskich flag, „Portsmouth Loyal”, „Black Skull Glasgow” i zwłaszcza flagę ekipy ICF z czachami, wzorowaną na fladze Chelsea z filmu „Football Factory”. Poza tym mnóstwo flag z całej Wielkiej Brytanii oraz innych ośrodków fanów RFC – z USA, Kanady, Australii. Nad Piccadilly Gardens powiewała zaś flaga Irlandii Północnej „Shankill Road”. Po powrocie na plac dalej śpiewamy, dyskutujemy na tematy kibicowskie i nie możemy się nadziwić tym tłumom. Ok. 17:30 ponownie uderzam na miasto w celu obczajenia drogi na dworzec i zahaczenia o miejsce z jakimś prowiantem. Tuż po wyjściu z placu przyglądam się scenie reanimacji kibica Manchesteru United przez ochronę i policję. Z wyglądu typa wynikało, że chyba za pewnie się poczuł. Później spotykam jeszcze kilka poobijanych osób. Na 2 godziny przed meczem wracam na plac, ale policja zablokowała wejścia i nie pozwalała nikomu się dostać do środka. Na szczęście tłum nie odpuszcza i stopniowo mundurowi pozwalają czekającym na wejście. Ponieważ słońce było coraz niżej i zrobiło się nieco chłodniej przyszedł czas na browary. Spotykamy też kibiców Millwall (z Anglii było też między innymi Portsmouth, Chelsea no i naturalnie Man City). Ok. 19:30 zaczynamy się zastanawiać dlaczego na telebimie nie ma obrazu ze stadionu. Minuty mijają, tłum był coraz bardziej niezadowolony i na telebimie pojawia się informacja, że nastąpiła awaria. Sporo osób momentalnie opuszcza plac, a my zostajemy na środku z ok. 40 piwami, kilka rozdajemy, ale zanim to następuje ktoś robi kawał podając info, że Rangers strzelili gola co zaskutkowało tym, że jedna pani traci zęby, potykając się o nasze browary. Pakujemy co się da i idziemy na drugi plac Albert Square, ale tam mundurowi też już nie wpuszczają. Po drodze obserwujemy pierwsze objawy zamieszek i bluzgi „Who the fuck are Man United”, kwitujemy to stwierdzeniem „zaczyna się”. Wobec nie wpuszczenia na plac idziemy pod pub co okazało się dobrym pomysłem, gdyż był tam zarówno dobry doping, akompaniament dud i promocja piwek z plecaka prowadzona przez RSC Poland. Mimo porażki wraz z innymi prawdziwymi kibicami nadal głośno śpiewamy, także „We hate Man United” hehe. Nieco zdołowani porażką idziemy na skwerek w pobliżu, opróżnić jeszcze kilka piwek. W tym czasie słychać już syreny, helikopter policyjny co sugerowało, że na Piccadilly, gdzie zostało sporo sfrustrowanej wiary musiało się już „dziać”, zwłaszcza po tym jak Rangers przegrali. Po 23:00 idziemy powoli na „PKS” gdzie żegnamy się i skąd odjeżdżam po północy, obserwując wraz z innymi kibicami na pokładzie walki toczone na Portland Street (prowadzącej do Piccadilly). Kibice śpiewają w autokarze ku pokrzepieniu serc „Born under Union Jack” czy „Build My Gallows”. Na przystanku Manchester Airport do autobusu mimo braku miejsc próbuje dostać grupa Rosjan(przypadkowych turystów nie kibiców Zenita) pod przywództwem wyjątkowo upierdliwej baby. Blokują drzwi i wzywają policję. Sprawa się przeciągała co wywołało wściekłość pasażerów, którzy jadą kacapom od „communist cunts” itp. Babsztyl coś krzyczy, że nie życzy sobie takiego traktowania, na co dobrze odpowiedział jej jeden z pasażerów, żeby lepiej pilnowała jak traktuje się ludzi w Rosji. Policja przyjeżdża i daje pajacom do zrozumienia, że to nie ich autobus wobec czego odjeżdżamy, żegnając Azjatów „pozdrowieniami”. Przez ten cały gnój była strata ok. 40 minut, na szczęście drajwer nadrobił większość na autostradzie. Po drodze kibice wysiadają między innymi w Birmingham, Coventry i Milton Keynes, gdzie była przesiadka na lotnisko na stacji autobusów zorganizowanej w szczerym polu. Godzina czekania w zimnie, na szczęście w baraku był zorganizowany lokal Tea & Cofee. Rano docieram na lotnisko gdzie po kilku godzinach odlatuję do Polski. W hali spotykam brudasów z Celtiku i reprezentację Irlandii w niewiadomej mi dyscyplinie sportu. Fenianie obcinają bo barwy miałem do końca na widoku – mimo porażki nie mieliśmy czego się wstydzić. Do następnego – NO SURRENDER!! |
|
|